Właśnie skończyłem zabierać Chessie na spacer (i wykonywałem taniec, który wychodzi z budy, nie pozwalając drugiemu szczeniakowi rezydentowi wymknąć się), kiedy podeszła do mnie nieznana mi kobieta. Miała u boku dwóch małych chłopców, dziecko w ramionach i bez wahania zapytała:
„Czy zabija pan psy, które nie zostały adoptowane?”.
Krowa próbuje wydostać się z rzeźni. Dzięki Bogu za to, co stało się później
Reklama
Jej bezceremonialność mnie zaskoczyła. Jestem wolontariuszem i nie byłem do końca pewien, jak personel chciałby, żebym odpowiedział.
„Niestety, czasami jesteśmy tak przepełnieni, że poddajemy zwierzęta eutanazji” – powiedziałam.
Heeler Lucy ostrożnie zbliża się do basenu dla niemowląt.
Kobieta spojrzała na mnie z obrzydzeniem.
„Mieszkam w Albuquerque”, powiedziała mi. „Nie rozumiem, dlaczego nie wysyła pan tam psów”. Albuquerque znajduje się około 90 mil na południe od Espanola Valley Humane Society (EVHS) w północnym Nowym Meksyku.
„Cóż, wysyłamy zwierzęta do Kolorado bardzo regularnie – myślę, że co miesiąc – ale wie pani, że Albuquerque ma własne problemy z przeludnieniem…”.
Kobieta przerwała mi: „Mamy tam schronisko no-kill”.
(Mam skomplikowane relacje z ruchem No Kill. Kilka miesięcy temu napisałem 7-częściową serię na ten temat, wyrażając mój podziw – i moje frustracje. Artykuły wywołały kilka interesujących dyskusji, w tym wiele karcenia za moją prośbę do hodowców o zaprzestanie tej praktyki na kilka lat w celu powstrzymania wzrostu populacji; wielu argumentowało, że ludzie, którzy chodzą do hodowców, nie mogą być przekonani do adopcji ze schronisk, czego nie akceptuję).
Botox, Shar-pei, węszy podczas spaceru
Pani z Albuquerque ma rację. Jest tam schronisko bez zabijania, ale jest też „ograniczone przyjęcia”. Oznacza to, że po zapełnieniu nie muszą przyjmować więcej zwierząt. Otwarte schroniska w okolicy – czyli obiekty, które przyjmują każde zwierzę, które dotrze do ich drzwi – borykają się z poważnymi problemami związanymi z przepełnieniem.
Aby być naprawdę No Kill, schronisko musi być „otwarte”, a nie ograniczone. Innymi słowy, muszą one nie tylko powstrzymywać się od eutanazji zwierząt ze względu na brak miejsca, ale także przyjmować każdego dostarczonego do nich psa, kota, królika, fretkę itp. Uzyskanie statusu No Kill to szlachetna aspiracja. Jest to również niezwykle trudny status do osiągnięcia przy jednoczesnym zapewnieniu przyzwoitej jakości życia każdemu zwierzęciu po opuszczeniu ośrodka.
W Espanoli, mieście, w którym jestem wolontariuszem, w zeszłym roku 1 na 2,3 gospodarstwa domowego oddało zwierzę do naszego schroniska. To 43 procent wszystkich domów w tej społeczności. Kolejna otrzeźwiająca statystyka: na corocznych targach adopcyjnych Fetchapalooza w regionie w zeszłym miesiącu EVHS z powodzeniem umieścił 83 zwierzęta. W następny poniedziałek przyjęliśmy 38. Psy i koty, szczenięta i kocięta, po prostu przychodzą.
Rotties w stanie spoczynku
Zgaduję, że ci, którzy twierdzą, że No Kill jest możliwe w każdym stanie w USA, mieliby sugestie i krytykę dla EVHS. Prawdopodobnie nie ma schroniska w Ameryce, którego nie można by w jakiś sposób ulepszyć. Wiem jednak, że EVHS robi wiele dobrego. W pełni wykorzystują media społecznościowe do promowania swoich zwierząt. Często organizują imprezy adopcyjne poza siedzibą. Sponsorują agresywny, niezwykle tani program sterylizacji/kastracji (jest to obszar, który nie jest zalany bogactwem i zasobami). Ściśle współpracują z lokalnymi ratownikami i utrzymują aktywną sieć zastępczą.
Nie wiem wszystkiego, co dzieje się za kulisami EVHS – i nie zgadzam się z każdą podejmowaną tam decyzją. Są eutanazje, przeciwko którym bym walczył – nie dlatego, że uważałem, że adopcja danego zwierzęcia byłaby łatwym zadaniem – bardziej dlatego, że czułem, że można osiągnąć cud i znaleźć odpowiednią sytuację. Albo, że może po nieustannych sugestiach, Mike poddałby się i powiedział: „Ok, przyprowadź tego parszywego 12-latka do domu”. Nawet jeśli wiem, że dodanie zwierzęcia do rodziny nie byłoby w najlepszym interesie moich obecnych psów, mojego małżeństwa, mojej sytuacji finansowej i tak dalej.
Chciałbym więc mieć odpowiedź, z którą czułbym się dobrze, gdybym zapytał, czy „zabijam psy”. Może mógłbym po prostu powiedzieć: „Nie trzymamy psów marniejących w małych, samotnych budach miesiąc po miesiącu, mając nadzieję, że liczby się poprawią, a rodziny przepełnione miłością, czasem i pieniędzmi przyjdą do nas”. Ale to nie jest dobra odpowiedź, więc jej nie udzielam.
W domu przy tej samej drodze co EVHS, pies jest przywiązany do budy na długim łańcuchu. Widzę go za każdym razem, gdy odwiedzam schronisko – dwa razy w tygodniu. Nigdy nie przejeżdżałem obok tego domu i nie zauważyłem tam psa. I nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek wchodził z nim w interakcję – nigdy. Ten pies ma dom. Ten pies ma schronienie i wodę. Nie jest martwy. Ale nie nazwałbym tego życiem.
Mieszanka szpica z dalmatyńczykiem? Kto wie.